Marzę o dniu, w którym nie będę zaczynać dnia od przeglądania wiadomości, nie będzie interesować mnie polityka, ani wszelkie inne rodzaje szamba, nie będę emocjonalnie przeżywać niezależnych ode mnie zdarzeń. Marzę o dniu, w którym nareszcie sama przed sobą przyznam, że nie mam wpływu ani na świat, ani na ludzi, ani nawet na lokalne sprawy, więc muszę odpuścić. Wtedy będę wolna i szczęśliwa. Zamknę się w sobie, włączę tryb przetrwania i znowu będę znać wszystkie książkowe nowości i seriale na Netflixie.
Na razie jestem mocno przerażonym człowiekiem, bo nie wiem już gdzie patrzeć, by nie kaleczyć oczu, jak słuchać, by nie słyszeć krzyku, jak mówić, by zostać wysłuchanym.
Czuję się jak gumowa kaczka rzucona w morze i miotana falami. Można oszaleć, bo jak żyć gdy wrażliwość wyje i nie daje o sobie zapomnieć? Jak żyć, gdy rozum walczy z absurdami? Jak żyć, gdy nie da pogodzić się świata wewnętrznego z tym zewnętrznym?
Czekam aż Gusia skończy sesję i muszę… gdzieś… na kilka dni… pod inne niebo.
Inaczej się uduszę. U-DU-SZĘ.
Li.

Bardzo miło mi to czytać. Dziękuję i pozdrawiam! :)
ភ្នាល់បាល់ អនឡាញ
Cieszę się, że znowu piszesz.
Niestety ja też już od dawna na emigracji wewnętrznej, zresztą coraz ciemniej w mojej duszy bo przez ten cholerny covid nawet pod inne niebo rzadko teraz udaje mi się wyskoczyć…..
Li, ubrałaś pięknie w słowa też moje codzienne odczucia… Patrzac w przyszłość widzę czarna dziurę. I strach.
Li, jak ja Cię rozumiem… Obserwuję tę rzeczywistość wokół siebie i mam wrażenie, że jestem jedną z bohaterek powieści Kafki. Człek sobie myśli: przecież to niemożliwe, żeby to się działo naprawdę! A jednak…