Poza domem w Kalabrii

absorbują mnie inne rzeczy, bo przecież muszę na ten dom zarabiać.

Moja praca dostarcza mi nieustannego stresu, ale i mnóstwo radości, a to z powodu igraszek losu, które jak to zwykle w moim przypadku dają mi poczucie, że jestem jak Forrest Gump, zawsze przypadkiem we właściwym miejscu.

Historia zaczyna się na sali sądowej, gdzie trwa walka o wysokość alimentów. Ojciec dziecka chce płacić 1000 złotych miesięcznie, ja w imieniu matki chcę 3500 złotych, padają argumenty różnej wagi, a ja mam nieodparte wrażenie, że spotkałam się już gdzieś z moim przeciwnikiem, i że dla losów tej sprawy było to ważne spotkanie, myślę gorączkowo, ojciec (lekarz) twierdzi, że zarabia „tylko” 15 tysięcy, ale jego koszty są ogromne (kredyty, leasingi, terapeuta…), a na mnie nagle spływa olśnienie i informuję Sąd, że powód zapomniał o jednym istotnym źródle swojego dochodu, a mianowicie o zastrzykach z botoksem, prawdopodobnie źródle nieudokumentowanym. Spotkałam bowiem w ciągu ostatniego roku pana powoda co najmniej trzy razy w mojej mocno zaprzyjaźnionej aptece, gdzie kupował hurtowe ilości botoksu, chwaląc się przy tym farmaceutce (mojej przyjaciółce) ileż to już wybotoksował urzędniczek w pewnej gminie niedaleko Krakowa, a mnie śmiał powiedzieć, że powinnam podać sobie botoks w kąciki oczu, o tu:

Zapamiętałam gada. Miał pecha.

Chwila, w której zrozumiał skąd mnie zna i skojarzył z kobietą z apteki, gdzie bywam po sąsiedzku, z reguły w stroju niedbałym- w spodenkach i crocsach -była bezcenna.

Po uzyskaniu od niego szczerej informacji, że z botoksu ma dodatkowy dochód rzędu 12 tysięcy złotych, alimenty w wysokości 3500 złotych Sąd zasądził z przyjemnością, z komentarzem, że przy takich dochodach powoda matka ma prawo kupować dziecku ubrania w Zarze, a nie w Pepco.

Rozwód upłynął w przyjemnej dla mnie atmosferze.

A moja klientka miała uciechę, gdy zarzucał jej po rozprawie, że na pewno chodził za nim detektyw, który niby powiadomił mnie, że on jest w aptece. I ja tam pewnie pobiegłam co sił. Dacie wiarę?

A co na to Lec?

Kłamstwo nie różni się niczym od prawdy, prócz tego, że nią nie jest”

Li.

3 Responses to Poza domem w Kalabrii

  1. Li's awatar Li pisze:

    Dziękuję Wam, będę pisać bo pękam od emocji:)) Nie mogę doczekać się umowy końcowej, tęsknię już za tym domem, mebluję, wymyślam kolory, wiele tam na szczęście remontowac nie muszę, no i ma zrobioną elewację! Jak już będzie ostatecznie mój, to go pokażę! Red:*

  2. Nieznane's awatar Anonim pisze:

    Miło Cię widzieć, Li – nie tylko wpisy ale również Cię samą (!)
    Wieści z Kalabrii będę celebrować- pisz, proszę.

    Red Mercedes (chyba zapomniałam jak się zalogować, ale przypomnę sobie, przypomnę…)

  3. Nieznane's awatar Anonim pisze:

    Prosze pisz jak najczesciej. Tak milo wiedziec ze w tym popapranym swiecie sa jeszcze ludzie ktorzy wiedza co wazne i maja zdrowo rozsadkowe podejscie do zycia. A domku zazdroszcze zyczac z caleogo serca zeby wszystko poszlo gladko.👍

Dodaj komentarz