Perspektywa jeszcze dwóch wolnych dni opóźnia moje obiecane sobie działania i mój czas ma ciągle czas. Niechronnym więc jest pewność, że do środy pranie nadal będzie nietknięte, stos rzeczy do prasowania bardziej skamienieje, kosmetyki w łazience nie zostaną poukładane, kwiaty z tarasu nie ściągnięte zabije w końcu mróz, itd, itp. Jakoś trzeba będzie z tym żyć.
Piszecie do mnie maile z pytaniami, więc odpowiem tu zbiorowo:
żeby nabyć nieruchomość we Włoszech (co nie jest trudne) po pierwsze trzeba mieć codice fiscale, taki włoski NIP, przypisywany przez Agenzia delle Entrate (włoski urząd skarbowy). Są różne sposoby, by go uzyskać, można dać pełnomocnictwo pośrednikowi, notariuszowi itd. My poszłyśmy drogą najprostszą, a jednocześnie najprzyjemniejszą, bo zarezerwowałyśmy sobie wizytę w urzędzie w Bergamo i poleciałyśmy lotem z Krakowa o szóstej rano na dzień przed moimi urodzinami, co dało mi poczucie sprawienia sobie prezentu. Urzędniczka była niezwykle miła, nie mogła nadziwić się, że mieszkając w tak pięknym Krakowie chcemy kupić dom w Kalabrii, bo ona „uciekła” z Sycylii na północ Włoch.
Bergamo zaskakująco piękne! Katedra zapiera dech, jedna z piękniejszych jakie widziałam.
A potem pojechałyśmy nad Jezioro Como, tropić ślady Clooneya i o pierwszej w nocy byłyśmy z powrotem w Krakowie. To był cudowny dzień, pełen śmiechu, przyjaźni, pysznego jedzenia, espresso i beztroski, a moja Gusia zaimponowała mi znajomością włoskiego, bo w przeciwieństwie do mnie jest systematyczna/zdolna/ obowiązkowa. Ja nadrabiam ekspresją.
A gdy patrzę na tę zgniłą szarość za oknem, gdy czytam wiadomości na portalach, gdy mam ciągle rosnący poziom niezgody na świat, to myśl o moim domu na drugim końcu Europy, o słońcu, o czekających na mnie kotach, o świeżej oliwie i kłębowisku planów co do podłogi na tarasie daje mi siłę, chęć i radość, chcę mieć drugie życie bez ciężaru pierwszego.
W moim pierwszym życiu wszechobecne zabudowy oficyn wokół mojej krakowskiej kamienicy zabrały mi słońce na moim tarasie pod gwiazdami i ciszę, bo wentylatory i klimatyzatory generują taki hałas, że w tym roku nie spędziłam tam ani jednego wieczoru, macie pojęcie?
Nie zorganizowałam ani jednej kolacji, nie wypiłam ani jednego kubka kawy.

Li.

Ach, poczułam się jakbym tam była z Wami! Kocham Włoskie klimaty :)